Zapraszamy do lektury "nieco" opóźnionego (o prawie miesiąc) raportu sił Paktu Warszawskiego oraz w wersji angielskiej raportu sił NATO.
Całe bitwa trwała 110 minut (a była zaplanowana na 120 minut :) ) i zakończyła się zwycięstwem sił NATO przy niemal porównywalnych, jak się wydaje, stratach po obu stronach.
Ale oddajmy głos dowódcom. Na początek Dowódca sił Układu Warszawskiego -Splawik_pl a następnie jego "podwładni" - Wardziak1 i Qubek.
====
Calais 1985. Raport dowódcy „Układu Warszawskiego”.
Do bitwy podchodziłem z dużymi nadziejami i oczekiwaniami.
Jako organizator całego przedsięwzięcia miałem nadzieję, że pomimo wysokich er i trudnych do osiągnięcia pojazdów, będą jednak pełne składy (najlepiej po 32 graczy na stronę) i oczekiwałem intensywnej rozgrywki. :) Nadzieje były płonne. To znaczy przyszło sporo, bo 41 graczy, ale oznaczało to, że plany przygotowywane dla liczby 30+ graczy trzeba zmodyfikować w biegu, na kolanie i dostosować je dla 20-21 graczy. A oczekiwania się spełniły :) było intensywnie... przynajmniej w moim odbiorze.
Plan. Całe dostępne siły miały być podzielone na trzy równe zespoły o składzie: 2 helikoptery, 1 pojazd p-lot, 7-8 czołgów. Zespół Czerwony główna linia ataku. Działania na "linii C" (północna część mapy). Zespół Niebieski centrum mapy, "linia B". „Spokojna” walka pozycyjna. Raczej obrona niż atak. Przejście do ataku po zajęciu większości "linii C" przez Czerwonych. Zespół Zielony południowa część mapy. W związku z oddzieleniem przez dość wysoką i zalesioną linię wzgórz tylko działania obronne. Można oddać przeciwnikowi środkowy punkt "linii A", ale nie wolno oddawać mu kolejnego punktu w tej "linii".
Realizacja. Pomimo obaw o nadreprezentację pilotów helikopterów miałem inny problem, a mianowicie... brak pilotów!! Zgłosiło się tylko 2-ch, a jak się później okazało to w zasadzie jeden, bo jeden z nich nie potrafił znaleźć się na mapie. Drużyny rozjechały się prawidłowo na swoje odcinki i początkowo wszystko wyglądało obiecująco. Niestety zespół Zielony został bardzo szybko zepchnięty drugiego a potem i trzeciego punktu w linii "A" i praktycznie do końca bitwy cofał się pod naporem przeciwnika i walczył o odzyskanie straconych pozycji.
Dwa nasze helikoptery przeprowadziły nieudany rajd na "helpady" przeciwnika. Z powodu zagubienia się jednego z pilotów, piloci tak długo się miotali na południu mapy w poszukiwaniu siebie nawzajem i celu, że zostali dostrzeżeni zestrzeleni przez wrogie helikoptery .
W "linii C" zespół Czerwony ze zmiennym szczęściem zdobywał i tracił pierwszy punkt linii. Podobnie było w "linii B" zespołu Niebieskiego. Poza "linią A", bronioną przez zespół Zielony, gdzie przeciwnik zdobył największą przewagę pozostałe linie prowadziły raczej dość wyrównaną walkę.
Panując bitwę miałem zająć miejsce w pojeździe p-lot i z drugiej linii spokojnie dowodzić całością wspierając jeden z zespołów jako obrona p-lot, ale niestety z braku pilotów desygnowałem się na trzeciego pilota helikoptera, i w tym helikopterze miotałem się między liniami "C" a "A", próbując jakoś wesprzeć atak (w "A") lub obronę (w "C"), ale wielkość mapy, niedoskonałości produktu GJ (problemy z "pływającymi" na dużych odległościach czołgami oraz problemy z renderowaniem pojazdów na odległościach większych niż 2km) skutecznie utrudniały mi to zadanie.
W międzyczasie piloci pozostałych 2 helikopterów włączyli się do walki i wspierania sił naziemnych, ale z mniej więcej tych samych powodów co ja nie byli w swych zadaniach zbyt skuteczni. Jeden z pilotów (Qubek) zaproponował by ponowić atak na helpady przeciwnika na co nie bardzo chciałem się zgodzić, ale w sumie przy tej "nieprzydatności" helikopterów w zalesionym terenie machnąłem ręką, dając zgodę na ponowny atak na lądowiska helikopterów przeciwnika. Cała operacja pozbawiania przeciwnika lotnisk dla śmigłowców trwała około 40 minut, zakończyła się sukcesem, choć kosztowała nas 3 lub 4 helikoptery. Czy się opłacało? I tak i nie... "Tak" - bo pozbawiło przeciwnika możliwości szybkiego wsparcia śmigłowcami linii frontu (przeciwnik musiał przebyć szeroki w tym miejscu ponad 35km kanał La Manche, co dla niektórych helikopterów kończyło się przegrzaniem silników i w efekcie wymuszonym lądowaniem w zimnych wodach kanału). I "nie" - bo z powodu odległości i problemów z przebyciem kanału dwaj gracze z drużyny przeciwnej zrezygnowali z kontynuacji rozgrywki po godzinie od jej rozpoczęcia i rozłączyli się nie kontynuując zabawy (bo nie było to dla nich zabawne, czyli nie mieściło się w kategorii rozrywka a bardziej męczarnia).
Jednak ta strata nie spowodowała bynajmniej takiego osłabienia sił przeciwnika jak by należało oczekiwać. Po prostu wpływ helikopterów na przebieg rozgrywki był... mizerny. Wpływ ten bardziej należało rozpatrywać w kategoriach "psychologicznych" niż faktycznego wpływ na wynik starcia. Mniej więcej tuż po połowie czasu całego starcia, na odcinku działania Zespołu Niebieskiego przeciwnik zdobył przewagę i zaczął zdobywać już drugi punkt w „linii B” co mogło się zakończyć rychłą porażką naszej drużyny. Zespół Czerwony mająca przewagę na swoim odcinku „wy-J-otkował” się z czołgów, przeszedł na linie Niebieskich i wsparł ich w obronie. Przeciwnik przez dłuższy czas nie zauważył, że na jego lewym skrzydle powstała luka w naszych liniach, ale wiecznie taki stan rzeczy nie mógł się utrzymać i kiedy Czerwoni wrócili na swój odcinek, zastali na nim dużo gorszą sytuację niż przed akcją wspierania Niebieskich. Koniec końców w wyniku akcji "J-otkowania" obroniliśmy linię "B", straciliśmy przewagę w lini "C", ale niestety straciliśmy też w jej wyniku około 10 czołgów/resów, których zabrakło w ostatniej fazie bitwy. W efekcie braku tych resów przeciwnik "wygniótł" nas ostatecznie we wszystkich liniach, aż do zajęcia ostatniej bazy, której z braku pojazdów i odległości od ostatnich naszych niedobitków z linii Niebieskich nie byliśmy już w stanie bronić.
Podsumowanie. Drużyna NATO wygrała, ale raczej nie z powodu braku balansu w sprzęcie, bo ten chyba udało się uzyskać. Myślę, że wpływ na wynik mogła mieć lepsza komunikacja w drużynie NATO i być może nieco lepsza sytuacja topograficzna dla sił NATO.
Wykazaliśmy też, że helikoptery (przynajmniej te które były dostępne w scenariuszu) nie mają większego wpływu na rozgrywkę przy tak rozległej mapie. Po prostu ich zasięg był niwelowany przez rozmiar mapy i to powodowało, że pilot nie miał możliwości spokojnego zawisu i wybierania sobie celów z poza zasięgu sił naziemnych, bo te bez problemu mogły się przemieszczać poza ramami map zamkniętych zwykle w kleszczach mniejszych niż 4x4km.
Dowodzenie tak rozległą bitwą zza sterów helikoptera, czy jako dowódca czołgu jest w zasadzie niemożliwe (mapa dla GF miała około 15x15km, choć na jej brzegach celowo zostawiłem jeszcze po 2-3 km by dowódcy mieli możliwość wykazania się głębokimi manewrami flankującymi 😊 ). Odległości powodują, że w zasadzie, były to trzy niezależne bitwy, choć wyniki każdej z nich miały wpływ na całość przebiegu bitwy i jej ostateczny wynik.
Tryb linii frontu (frontline) spodobał się graczom i będzie w przyszłości używany w innych scenariuszach. Taki tryb daje świadomość robienia postępów drużyn w terenie rozgrywki i pozwala na lepsze zorientowanie się w sytuacji taktycznej na mapie.
"Splawik_pl"
====
Raport Zespołu Czerwonego - dowódca Wardziak1
Celem drużyny Czerwonej, którą dostałem pod dowództwo, było przeprowadzenie ataku na północnej linii i okupacja drugiego punktu wraz z wrogim (po przejęciu punktu naszym) respawnem nr 1. Po wykonaniu tego punktu priorytetem miało być wspomożenie środka ogniem z wzniesień które z północy obserwowały oba sprawiające trudności w przejęciu punkty wroga na linii środkowej.
Drużyna dysponowała 6 pojazdami zaczynając od t-62 a kończąc na t-80. Rozgrywkę zaczęliśmy w najsilniejszych możliwych maszynach gdyż flanka ta była priorytetowa. Ochronę przed wrogimi siłami powietrznymi (w misji brały udział tylko śmigłowce) stanowiło BMP-2 ze względu na szybkostrzelne działo 30mm i rakiety kierowane które równie dobrze radzą sobie z czołgami jak i z helikopterami.
Przejęcie środkowego punktu i jego okupacja odbyły się bez oporu. Na punkcie zostały 2 maszyny. reszta udała się w stronę kolejnego punktu flankując go z północy. Tu natknęliśmy się na najgorszy czołg jaki mógł nas spotkać w pozycji jakiej się znajdował. Chalenger mk2 znajdował się mianowicie 1,5 do 2 km od nas na szczycie wzniesienia, z którego to wystawał tylko szczyt jego wieży. Jego pancerz, którego nie byliśmy w stanie przebić z tej odległości i pod takim kontem, zakończył nasze natarcie z północy.
Przegrupowaliśmy się na respwanie i podjęliśmy głęboką flankę od południa chroniąc się za wzniesieniami większość czasu. W czasie w którym my jechaliśmy wyeliminować Chalengera reszta naszej drużyny odparł pierwszy atak na środkowy punkt. Ostatni kilometr podjazdu był niestety gołym polem i zmuszeni byliśmy wezwać pomoc naszych Hind’ów. Trafienie przez Hind’a z rakiety, wyeliminowało zamek naszej brytyjskiej Nemezis. Challenger pod osłoną granatów dymnych (chował się przed helikopterem) wycofał się do naprawy, a my wykorzystaliśmy tą sytuację i domknęliśmy flankę by, mimo wysokich strat własnych, w końcu wyczyścić wzgórze z Chalengera i Wariora.
I tak zakończyła się 30-ta (circa) minuta z całej 110 minutowej bitwy. Na przeciw siebie przez kolejne 80 minut ścierały się nasz siły składające się z mieszanego składu t-62x1 t-64(a i b)x3 BMP 2 x1 (potem x2 brak t64b) po mojej stornie z siłami NATO składającymi się z (na oko) 2x Chieftanami mk5 i 10, Wariorem (czasami chyba x2) JPz 4-5 i Leopardem A1A1 (albo dwoma?). Jak widać po maszynach starcie było wyrównane. Moja drużyna nie osiągnęła założonego celu i nigdy nie zdobyła drugiego punktu na linii. Bitwa składała się z serii z serii ofensyw i kontrofensyw na punkt środkowy który to zmieniał właściciela pewnie z 10 razy. Utrzymanie punktu stanowiło dla obu drużyn spory problem ze względu na dużą odległość od resów, co skutkowało częstym jego wymienianiem między drużynami.
W czasie gdy my walczyliśmy z Challengerem południowa flanka całych naszych sił już około 20 minuty bitwy oddała praktycznie po swojej stronie całe pole przeciwnikowi. W związku z tym po około 30 kolejnych minutach zmuszeni byliśmy ratować linię środkową gdyż utrata 2-j pełnej linii do ostatniego punktu na niej oznaczała rajd po zwycięstwo przeciwnika z bardzo małą szansą na jej zatrzymanie przy następnym punkcie. Drużyna czerwona „wyJotkowała” się z maszyn i odrodziła się na środku aby wesprzeć Niebieskich. Zostawiając naszą flankę całkowicie odsłoniętą i licząc że przeciwnikowi zajmie koło kwadransa na zorientowanie się w tej sytuacji i dotarcie do naszego drugiego punktu. Plan się powiódł obroniliśmy punkt środkowy. Każdy kto umarł w kontrofensywie na środku wracał na północ bronić naszej wysuniętej bazy. Zaczęliśmy tracić ten punkt mniej więcej w tym samym czasie co nasz atak dotarł do punktu środkowego na linii środkowej. Oba ataki zakończyły się niepowodzeniem (i nasz i wrogi).
Tu bitwa zbliżała się niestety ku końcowi ponieważ zabrakło naszej stronie punktów odrodzeń (trochę przez to nasze „J-otkowanie”, a gdyby nie to bitwa mogła by się zakończyć wcześniej przejęciem CAPów/baz) i powoli straciliśmy resztę potencjału bojowego. Kończąc spotkanie na 10 min przed upływem czasu przegraną przez przejęcie głównej bazy.
Podsumowując:
Przeciwnik świetnie wykorzystał pojazdy brytyjskie na flance gdzie wystawiały tylko swoje wieże.
BMP2 wystarcza by odstraszyć helikoptery.
Brytyjski Warior potrzebuje NERFA! APSFDS powinien skutkować przełamaniem kadłuba po trafieniu w tego typu pojazd 😛.
===
Raport Dowódcy Zespołu Śmigłowców drużyny Paktu Warszawskiego - Qubek .
Zadanie: Oblecieć szerokim łukiem mapę od południa i zniszczyć wrogie helipady jednym przelotem.
Utrzymać pułap poniżej 100 metrów nad ziemią W razie nie powodzenia: nie ponawiać misji, wspierać siły naziemne.
Drużyna składała się z dwóch Mi-24D. Zrespiliśmy się na południowym helipadzie i jako punkt zbiórki, z którego rozpoczniemy lot bezpośredni w kierunku wrogich helipadów, ustaliłem miejscowość Desvres. Doleciałem tam jako pierwszy i czekałem na mojego towarzysza, który nie dosyć, że pomimo markowania mojej pozycji oraz punktu zbiórki nie wiedział gdzie jestem i gdzie sam leci... a w dodatku był na wysokości ok. 700/800 metrów. Po 10 minutach znalazł punkt zborny w miejscowości Desvres i mieliśmy rozpocząć lot w stronę lądowisk przeciwnika, niestety SkyCommando najprawdopodobniej został dostrzeżony w wyniku czego zostaliśmy zaskoczeni przez dwa wrogie helikoptery i zniszczeni. Późniejsze walki wyglądały nie najlepiej. Dostaliśmy rozkaz aby każdy z helikopterów poleciał i pomagał w obronie odpowiedniej linii. Spławik zajął się linią A, Ja linią B, a SkyCommando liną C. Tu pojawił się ten sam problem, mianowicie brak orientacji w powietrzu helikoptera z lini C. Nie wiedział gdzie jest pole bitwy, gdzie leci, oraz nie potrafił podać informacji o położeniu wrogich helikopterów. Z każda minutą ubywało nam coraz więcej jednostek latających. Widząc, że sytuacja w powietrzu się pogarsza postanowiłem sprzeciwić się rozkazowi i ponowiłem próby ataku na wrogie helipady. Dwie, pierwsze próby się nie powiodły co poskutkowało zniszczeniem jednego czołgu wroga oraz utratą dwóch maszyn z mojej strony. 3 próba zakończyła się powodzeniem czyt. Zniszczeniem 2 z 3 wrogich lądowisk. Podjąłem jeszcze 2 próby zniszczenia ostatniego helipada. Pierwsza zakończyła się niepowodzeniem i utratą mojego ostatniego Mi-24, natomiast przy drugiej próbie z użyciem Mi-4AV padło ostatnie lądowisko przeciwnika. Z powodu braku resów Mi-24 zostałem sam w powietrzu, starając się ostatnimi siłami wesprzeć czołgi na liniach A/C latając w Mi-4AV.