Nasze spotkania zawsze kończą się długimi dyskusjami w tzw "afterze". Nie inaczej było i tym razem, ale spotkanie z ostatniej soboty wyjątkowo chyba zrobiło wrażenie na uczestnikach, bo jak nigdy pojawiły się spontaniczne raporty ze spotkania :)
Cieszy nas to niezmiernie i zapraszamy do lektury raportu PL_Andrev oryginalnie opublikowanego na forum War Thunder w sekcji Polskiej w podsekcji SB.
Listy z wyspy Wake cz. 1
Ja, porucznik Hiro Aka, byłem naocznym uczestnikiem ataku naszej wspaniałej floty na przyczółek amerykańskich imperialistów.
Wykorzystując totalne zaskoczenie przeciwnika, a działając zgodnie z rozkazami dowództwa dokonaliśmy inwazji na wyspę. Impet ataku był tak silny, że niemal zdmuchnęliśmy jakiekolwiek próby powstrzymania naszych sił desantowych przez Amerykanów. Chwilę później na wyspie wylądowali nasi towarzysze z jednostek pancernych, którzy - podobnie jak my - z okrzykiem "za Cesarza" na ustach z furią zaatakowali umocnienia i nie napotykając praktycznie żadnego oporu opanowali cały sektor wyznaczony przez nasze dowództwo.
Radość trwała krótko - tchórzliwi Amerykanie wysadzili most i nasza ofensywa zatrzymała się. Widzieliśmy jak wrogie czołgi stały bezpośrednio na krańcu mostu uniemożliwiając dalszy atak.
Mam tylko nadzieje że nasi koledzy atakujący z drugiej strony mieli więcej szczęścia - z tego co pamiętam to tam mostu nie było.
Listy z wyspy Wake cz. 2
Z poobiedniej drzemki wyrwał nas dźwięk alarmu. Wiedzieliśmy że trwa wojna, ale dowództwo wydawało się być zaskoczone szybkością działań Japończyków na Pacyfiku. Było jasne że Japońce uderzą siłami desantowymi, więc pierwszy impet ich ataku zostanie skierowany przeciwko nam. Nasza załoga na kutrze "Noa" była już w komplecie, i już po kilku minutach od odcumowania dostrzegliśmy pierwsze jednostki wroga. Japsy wydawali się być zaskoczeni i wkrótce ten dowcipniś Danny zameldował do obrony garnizonu że "atak odparty, dwa uciekły, reszta płonie".
Wkrótce jednak wszyscy poczuliśmy zgrozę, gdy dostrzegliśmy w lornetach wrogie czołgi przekraczające most na drugim końcu wyspy... nasi koledzy broniący sektora B mieli chyba mniej szczęścia niż my.
Z dowództwa otrzymaliśmy nowe rozkazy - zatopić wszystko co możliwe.
Nie ma jednak sensu ginąć głupią śmiercią: olaliśmy dwa transportowce, pewnie już puste, które pluły do nas z KM-ów. Z daleka dostrzegliśmy wrogi krążownik, który zapewne zaalarmowany przez transportowce zaczął do nas strzelać, a pod jego celnym ogniem towarzyszące nam dwa kutry "Goblin" por. Taylora i "Rose-Ann" por. Renny'ego wkrótce zatonęły.
I wtedy naszym oczom ukazał się on - symbol potęgi Japońców na Pacyfiku, lotniskowiec "Hirju". Nie niepokojeni i nie zauważeni przez jego obsługę podkradliśmy się blisko i wystrzeliliśmy dwie torpedy.
Trafiliśmy chyba w magazyny paliwa, bo w ciągu kilku sekund "Hiryu" eksplodował i przewrócił się na bok. Wracając ubiliśmy jeszcze atakujący nas wrogi samolot.
Teraz wzywają całą naszą załogę do Waszyngtonu...
Ciężki krążownik IJN Furutaka, osłaniający 4-tą flotę pod Wake Na pierwszym planie prawdopodobnie "Goblin" dow. por. Toylor.
Tonący lotniskowiec Hiryu chwilę po eksplozji zbiorników paliwa, Widoczny wyraźny przechył okrętu na prawą burtę.
Dekoracja bohatera medalem Honoru przez prezydenta Roosvelta.